Złombol 2014 Katowice (PL) - Lloret del Mar (E) - 6500 km Polonezem Atu - część czwarta

17.09.2014

Le Levandou ( F ) - Lioret de Mar (E)

Ostatni etap rajdu Złombol 2014. Przed nami ponad 550 km. Jesteśmy już wszyscy pomęczeni, za nami prawie 2500 km. Polonez jest jak beczka prochu, która lada moment wybuchnie. Tylko osiągnięcie mety może rozładować napięcie.
Startujemy z samego rana, zaliczamy sklep, bezskutecznie szukamy stacji z LPG i kierujemy się w stronę Marsylii. Na przedmieściach tankujemy gaz i staramy przebić się na autostradę w stronę Barcelony.
Oczywiście ładujemy się w największy korek.






Garmin stroi fochy - inaczej pokazują drogowskazy, inaczej prowadzi nawigacja. W korku na światłach spotykamy Żuka - chyba załoga 103. Sprzedają nam informację, że droga 55 jest za free i komfort porównywalny z autostradą. Po kilkudziesięciu minutach wyskakujemy na dwupasmówkę. Postój na pierwszej stacji żeby auto odpoczęło, papieros i obieramy kierunek na Pireneje. Zrobiła się godzina 13-ta i mimo, że wystartowaliśmy dosyć wcześnie i nic nie zwiedzaliśmy pokonaliśmy dopiero 100 km.

Dołącza do nas wyszpejowany Defender 90-tka, a jego właściciel bacznie obserwuje naszego Poloneza.
Zainteresował się naszymi offroadowymi nalepkami. Widzimy nawet, że robi jakieś fotki i coś notuje.





Na autostradzie co chwila wyprzedzamy bądź jesteśmy wyprzedzani przez różne Teamy. Okazuje się, że większość wybrała zbliżoną strategię na dzisiaj - jak najszybciej dojechać do mety.

Idzie nam na tyle sprawnie, że około 17-tej docieramy do hiszpańskiej granicy. Przed nami ostatnie 100 km.
Nastroje się poprawiają w mgnieniu oka. Puszczamy "The best of Gipsy Kings" i wypatrujemy zjazdu z autostrady na Lloret de Mar. Około 18-tej docieramy do celu.



Przed kempingiem spora grupa samochodów - chyba jesteśmy mniej więcej w środku stawki.
Policja i pracownicy kempingu rozładowują korek i upychają nas na terenie. Do recepcji spora kolejka, ale wszystko idzie sprawnie. Kemping jest olbrzymi. Pracownik ośrodka rozprowadza zameldowane auta na wyznaczone miejsca starym Citroenem. Zajmowanie poszczególnych parceli trwa przebiega wyjątkowo sprawnie.

Rozbijamy namioty i idziemy na integrację. Złombolowe samochody przyjeżdżają jeszcze przez wiele godzin witane gromkimi brawami biesiadników.

A integracja? Wybawiliśmy się, wytańczyliśmy, wznieśliśmy toast oryginalnym francuskim szampanem i dostaliśmy certyfikat z gratulacjami
Wzbudziliśmy również sensację szczególnie u tych, którzy widzieli wybuch naszej głowicy - co chwila padało pytanie "A wy tu skąd????" Jak to skąd - przyjechaliśmy z Katowic ;)







Po skończonej oficjalnej części ekipy przenoszą się  indywidualne parcele kontynuując zabawę w mniejszych grupach - ochroniarz wygania nas spać o 3 rano. Na szczęście jutro "dzień bez samochodu".







POWRÓT DO CZĘŚCI PIERWSZEJ

POWRÓT DO CZĘŚCI DRUGIEJ

POWRÓT DO CZĘŚCI TRZECIEJ

www.camp4x4.swietokrzyskie.net.pl

1 komentarz:

  1. Fajny opis.
    Mieliśmy podobną przygodę jakieś 200km od domu,
    tylko że wymieniliśmy cały zapasowy silnik żeby zdążyć na start do Katowic.
    Pozdrawiamy sąsiadów z plaży
    Ala montana, Topielec offrad WYSZKÓW oraz Roman i Rysiek.

    OdpowiedzUsuń