UKRAINA, MOŁDAWIA, RUMUNIA - SPONTANICZNA WYCIECZKA


Zajęci pracami związanymi z projektem Camp4x4 nie planowaliśmy żadnego wakacyjnego wypadu. Telefon od znajomych  zweryfikował nasze plany.

Propozycja była krótka. 4 osoby, jeden samochód, 10 dni, minimalny budżet.

Jedziemy do Rumunii. Żeby było bliżej i taniej walimy przez Ukrainę, żeby było ciekawiej zahaczamy Mołdawię. Rumunia z nastawieniem na wybrzeże i zwiedzenie tego, czego nie zaliczyliśmy 2 lata temu. Czyli mniej offroadu, więcej chodzenia.
Z Jodła wracamy w sobotę 25-go sierpnia. Wyjazd w poniedziałek - na przygotowania tylko jeden dzień.
Na szczęście Disco w miarę ogarnięte, więc przed wyjazdem tylko dolewam płyny (reduktor cieknie jak cholera - trzeba zabrać zapas oleju) i sprawdzam stan klocków. Z poprzednich wyjazdów zostały jakieś słoiki, zupki w proszku - na pierwsze dni starczy. Musimy przeorganizować trochę sposób pakowania.
Pierwszy raz jedziemy w 4 osoby. Spanie w samochodzie odpada, więcej gratów musi trafić na dach.

27.08.2012
Ruszamy w poniedziałek koło południa. Tankujemy symboliczne 40 litrów paliwa, wszak na Ukrainie będzie taniej. Przez Lublin jedziemy na Zamość i dalej do granicy. Na przejściu raptem kilka samochodów, ale i tak na teren Ukrainy wjeżdżamy już po zmroku. Późnym wieczorem docieramy do Lwowa. Z wieczornego spaceru nici - miasto wygląda na wymarłe. Jedziemy na peryferia szukać miejsca na biwak.

28.08.2012
Rano okazuje się, że śpimy na ściernisku koło torów kolejowych. Szybka kawa, symboliczna toaleta i ekipa gotowa do zwiedzania Lwowa. Zaliczamy starówkę, potem jedziemy zobaczyć Cmentarz Orląt Lwowskich. Czas nagli - dzisiaj chcemy jeszcze dotrzeć do Kołomyi.


CMENTARZ ORLĄT LWOWSKICH

Tankujemy paliwo (diesel po 9,50 UAH czyli niecałe 4 PLN, papierosy na złotówki to około 3 PLN :))))
W drodze do Stanisławowa zaczyna coś śmierdzieć w samochodzie - nie da się jechać. Jakby ktoś nam wsadził do samochodu platformę wiertniczą. Okazuje się, że poci się przewód powrotu paliwa. Nie cieknie - lekko się poci. Nie zauważalne na polskim paliwie, na ukraińskiej ropie smród roznosi się po całym aucie. Odcinamy sparciałą końcówkę wężyka i sprawa załatwiona.


NAPRAWA PRZELEWU OGRANICZYŁA SIĘ DO ODCIĘCIA SPARCIAŁEJ KOŃCÓWKI PRZEWODU
Po południu docieramy do Iwano-Frankowska (dawnego Stanisławowa). Miasto mimo, że ładne i ciekawe zwiedzamy w tempie japońskiej wycieczki - przed nami jeszcze kilka godzin jazdy. Późnym popołudniem docieramy do Kołomyi.


ANGLIK W KOŁOMYI :)
Miasteczko robi bardzo przyjemne wrażenie - czysto, spokojnie, kilka akcentów poradzieckich. Jesteśmy mile zaskoczeni po rozkopanym, rozwalającym się Lwowie i Iwano-Frankowsku, który swoim gwarem przypomina mały Stambuł. Przed zmrokiem zjeżdżamy z głównej drogi i śpimy w stepie.

29.08.2012
Po śniadaniu docieramy do Kamieńca Podolskiego. Twierdza jest faktycznie imponująca. Zwiedzamy zamek i miasto. Szukamy polskich akcentów, na łamach przewodnika znajdujemy prawdziwszą wersję wysadzenia zamku przez Ketlinga. Chwilowo żegnamy się z Ukrainą - przed nami Mołdawia.

KAMIENIEC PODOLSKI


Wyjątkowo sprawnie przekraczamy granicą z Mołdawią - niecała godzina. Skręcamy na południe, rezygnując z asfaltu na rzecz biegnącej wśród sadów, winnic i stepów polnej drogi. Śpimy w stepie.

30.08.2012
Rano staramy się ustalić trasę. GPS staje się nieprzydatny - mamy mapę z tylko kilkoma głównymi drogami. Na szczęście okazuje się, że mapa Rumunii obejmuje również Mołdawię. Dalej nawigujemy już na papierze.
Koło południa docieramy do monastyru Orheiul Vechi. Wrażenie niesamowite - geologiczny cud natury.

ORHEIUL VECHI
Dalsza droga to krótkie odwiedziny w stolicy kraju - Kiszyniowie (niezbyt ciekawe, kompletnie zakorkowane miasto) i dalej na południe w stronę Odessy. Trzeci raz przekraczamy granicę z Ukrainą i po raz kolejny szybko i bezstresowo.
W nocy docieramy do Odessy. Ponieważ nastawiliśmy się na poranne zwiedzanie miasta, chcemy zanocować na kempingu w mieście. Wszystkie adresy, które mamy to jakaś pomyłka. Raz plac budowy, innym razem osiedle domów jednorodzinnych. Przy wschodniej plaży widzimy teren na którym stoją namioty. Teren ogrodzony, stróżówka ze szlabanem  - może kemping? Ochoniarz potwierdza - jak najbardziej kemping. Wjazd 15 UAH. Nabieramy podejrzeń. 6 zł za 4 osoby, dwa namioty i auto, przy samej plaży..... zbyt piękne. Okazało się, że to po prostu trawiasty parking przy plaży, który traktowany jest również jako pole namiotowe. Za toalety służą pobliskie krzaki i parawany na plaży. Wody bieżącej niet.
Nie ma wyjścia - rano i tak się zwijamy - plażowanie będzie musiało poczekać. Na szczęście knajpy przy plaży czynne. Rozbijamy namioty i idziemy na piwo.

31.08.2012
Rano kawa, prysznic w przebieralni "Keczuły" ze zbiornika na dachu i jedziemy zwiedzać miasto.
ODESSA - PORT MORSKI
Od razu walimy na schody potiomkinowskie, potem port i stare miasto. Mija złe wrażenie po nocy w mocno niekomfortowych warunkach. Piękne miasto, warto było się pomęczyć.
Zwiedzanie kończymy kawą, dalej w drogę. Już coraz bliżej Rumunii. Kierujemy się na wschód na Stepy Akermańskie. Tak swoją drogą czemu "Stepy Akermańskie" Mickiewicza są jednym z "Sonetów Krymskich"? Gdzie Rzym, gdzie Krym? "Płynąc przez suchego przestwór oceanu" docieramy do Białogrodu Naddniestrzańskiego czyli Akermanu właśnie. Zwiedzamy twierdzę i jedziemy w stronę morza.


TWIERDZA AKERMAN

Dziewczyny kategorycznie żądają noclegu na plaży, w celu zażycia kąpieli (zarówno morskiej, jak i słonecznej). Wybieramy sobie miejscowość Lebedivka jako cel podróży w dniu dzisiejszym, chyba że po drodze trafi się jakieś fajne miejsce do biwakowania. Jedziemy wzdłuż morza stepem na granicy klifu. Nigdzie zjazdów w dół.

KLIF W OKOLICACH LEBEDIVKI
Klif przechodzi w piaszczystą mierzeję właśnie w miejscowości Lebedivka. Wygląda na to, że kiedyś miejscowość była niedostępna dla przeciętnych śmiertelników. Wszędzie pozostałości ogrodzeń, bram, ruiny ośrodków wczasowych pamiętających chyba Chruszczowa. Gdzieniegdzie nowe pensjonaciki i domki letniskowe. Dziwne miejsce. Przez nikogo nie niepokojeni wjeżdżamy na plażę. Oprócz kilku terenówek z ukraińskimi wędkarzami, pusto. Zostajemy na noc.

01.09.2012
Z plażowania nici. Jest pochmurno i zimno. Szybka decyzja - poszukamy słońca w Rumunii.
Próbujemy jechać asfaltem, który swoje najlepsze czasy miał chyba jeszcze przed rewolucją październikową. Gdzieniegdzie nawet w dziurach rosną dorodne drzewa. Po kilkunastu kilometrach dajemy za wygraną. Rozkręciły się nam nawet klamki w oknach. Zjeżdżamy na polną drogę biegnącą równolegle. Okazuje się, że miejscowi w ogóle nie korzystają z wersji asfaltowej. Nawet autobusy używają alternatywnej polnej drogi. Nasza prędkość wzrasta z 30 do 80 km/h. Jest szansa na popołudniowe plażowanie w Rumunii. Ostatnim miastem do odwiedzenia na Ukrainie jest Izmaił. Zaliczamy go błyskawicznie ograniczając się do spaceru po głównej ulicy i krótkiego objazdu samochodem.
Dzisiaj 01.09 - rozpoczęcie roku szkolnego. Robią wrażenie dziewoczki w białych fartuszkach z wielkimi kokardami we włosach przechadzające się pod pomnikiem Lenina.
Powrót do przeszłości czy perwersja?
CHYBA TYLKO SZPILKI SĄ NIE Z TEJ BAJKI
Z Izmaila musimy odskoczyć trochę na północ do Reni - dopiero tam jest przejście z Rumunią. Jest to najbardziej ostre kilkadziesiąt kilometrów na tej wyprawie. Z drogi pozostało tylko wspomnienie, alternatywnej polnej brak. Telepiąc się po dziurach, które zawstydziłyby najgorsze albańskie drogi docieramy do przejścia. Tu niespodzianka. Mamy do pokonania dwie granice - Ukraińsko-Mołdawską i Mołdawsko-Rumuńską. Na kontroli ukraińskiej pada pytanie o broń, fajki, leki, noże, narkotyki.....
Przemiły wopista stwierdza, że będziemy musieli się rozpakować i będzie sprawdzał. Ochoczo i z uśmiechem zaczynamy wyciągać graty. "Nie teraz....Jak powiem..." Mijają kolejne minuty, przychodzi drugi - mądrzejszy. Pyta czy Land Rover to amerykańska awtomaszyna. Rozczarowany, że nie amerykańska pyta o numer ramy. Skąd ja mam wiedzieć gdzie u diabła jest numer ramy. Ten mniej mądry przynosi mopa i zaczynają szorować ramę z każdej strony. Bardzo są niepocieszeni, że pod grubą warstwą błota była jeszcze grubsza warstwa baranka. Niezrażeni niepowodzeniem z ramą ponownie pytają o lekarstwa, broń i narkotyki. Wyciągamy zawartość apteczki i tłumaczymy przeznaczenie poszczególnych lekarstw. To żeby srać, to żeby nie srać, itd...Po raz kolejny informacja, że będą musieli nam wszystko wyciągnąć i rozpakować nie robi na nas wrażenia. Szkoda trochę czasu, ale stwierdziliśmy że nie wyrwą z nas ani hrywny łapówki. Sytuacja się zrobiła mocno patowa. Wygrużać Land Rovera im się nie chciało a inne pomysły się skończyły. Nagle oddali paszporty i kazali jechać. 3 godziny i nic, mimo złości ze straconego czasu mamy satysfakcję, że nic nie dostali. Mołdawianie wzięli 5 Euro ekologicznej (za 500 metrów), Rumunom tylko machnęliśmy paszportami. Ufff jesteśmy w Unii.
Promem na drugą stronę Dunaju przeprawiliśmy się już o zmierzchu (22,5 RON). Niecałe 200 km do Konstancy.
Delta Dunaju znowu przełożona na następny rok. W nocy dotarliśmy na kemping. Jak miło ciepła woda non-stop, wi-fi, cena posezonowa - 72 RON za auto i 4 osoby.

02.09.2012
Moi wycieczkowicze ogłaszają bunt - chcą jeszcze jeden dzień pławić się w luksusie. Przedłużamy pobyt na kempingu i idziemy w miasto. Pogoda średnia, ale ma zadatki na przetarcie. Snujemy się po deptaku wydając kasę na pierdoły - ceny mocno posezonowe. Jest wrażenie, że wszystko rozdają prawie za darmo.
Ogarnięci zakupowym szaleństwem prawie nie zauważamy, że poprawiła się pogoda. Czas na morską kąpiel i plażowanie. Potem znowu deptak, piwo, fast-foody...

DEPTAK W MAMAI
03.09.2012
Do południa obijamy się miedzy plażą a kempingiem, potem ruszamy na dalsze zwiedzanie.
Zatrzymujemy się w Konstancy. Dwa lata temu byliśmy tylko przy kasynie, teraz dłużej snujemy się po urokliwych, ale zaniedbanych uliczkach. W czasach świetności musiała to być perełka na skalę światową.
Może Unia otworzy sakiewkę, żeby przywrócić dawny klimat temu miastu - warto.

KASYNO "PARIS" W KONSTANCY
Ruszamy dalej na południe, plan na dziś - kultowe Vama Veche. Jedziemy drogami lokalnymi jak najbliżej morza. Mamy okazję zobaczyć wszystkie kurorty rumuńskiej riwiery. W zasadzie jak nad Bałtykiem tylko ciepło i tanio. Robimy krótki postój w Neptunie, potem dalej granicy z Bułgarią.

PLAŻA W NEPTUNIE
Po południu docieramy do Vama Veche. Niesamowite miejsce - trochę jak czasów hipisowskich. Z knajp sączy się muzyka bluesowa i rockowa. Ludzie trochę jakby z innego świata - mniej plastikowi. Jedni ubrani normalnie, inni jak z lat 60-tych, inni wcale. Totalna wolność i swoboda obyczajów. Rozbijamy się na klifie wśród normalniej wyglądających emerytów z przyczepami. Do wsi schodzimy wieczorem na piwo.

JEDNA Z KNAJP W VAMA VECHE
04.09.2012
Rano się zwijamy, mamy w planach odnalezienie wraku "Evanghelii". Vama Veche warto zobaczyć i poczuć klimat tego miejsca. Fajnie byłoby tu przyjechać w szczycie sezonu podczas jednego z festiwali rockowych czy jazzowych. Może kiedyś....
Wracamy na północ, odnajdujemy wrak przy plaży w Costinesti. Przy okazji odkrywamy ciekawą drogę w stronę Eforie przy samej wodzie. Pierwszy odcinek trzeba przejechać klifem, bo część drogi jest zarwana. Nad morze można zjechać dopiero przed latarnią morską.

WRAK GRECKIEGO STATKU "EVANGHELIA", KTÓRY UTKNĄŁ TU W LATACH 60-TYCH

DROGA DO EFORIE
Upał nas zapędził z powrotem do Mamai, jutro będzie to najlepszy punkt startu do Bukaresztu.

05.09.2012

Definitywnie żegnamy się z Morzem Czarnym, przed nami to co w Rumunii najlepsze.
Zaczynamy od Bukaresztu. Oglądamy parlament (największy  po Pentagonie budynek na świecie), sztuczną rzekę, fontanny stare kamienice i pałace. Po kilku godzinach zwiedzania ruszamy dalej w stronę Curtea de Arges  i Trasy Transfogarskiej.

BUKARESZT - BUDYNEK PARLAMENTU

Śpimy w absolutnie przypadkowym miejscu kilkadziesiąt kilometrów od Curtea de Arges.

CURTEA DE ARGES
06.09.2012
Dzień zaczynamy od kawy i zwiedzania. Z Curtea de Arges kierujemy się już na Góry Fogarskie.
Przed nami szosa Transfogarska. Żeby było ciekawiej Jezioro Vidraru objeżdżamy zachodnią stroną.
Kilkanaście kilometrów szutru pokiereszowanego przez samochody wywożące drzewo. Na trasie kilka malowniczych zatoczek z miejscami do biwakowania.
JEDNA Z ZATOK ZCHODNIEGO BRZEGU VIDRARU
NIE MOGLIŚMY ODMÓWIĆ SOBIE KUPIENIA SERÓW I PALINKI
Kilka kilometrów przed szczytem zatrzymujemy się na zakupy. Tutaj sery i palinkę można kupić bezpośrednio od pasterzy, bazar na szczycie opanowany jest przez handlarzy.
Jazda w dół najpiękniejszą drogą na świecie przerywana jest co chwila okrzykami "stój!!!! - zdjęcie!!!"

Transfăgărășan w całej okazałości
Żegnamy szosę Transfogarską i kierujemy się na Rasnov. Zamek Chłopski jest ostatnim punktem na dzisiaj.
Zaczyna siąpić deszcz. Do twierdzy z parkingu kursuje traktor z wagonikiem. Trasa w obie strony 4 RON, nie ma co oszczędzać. Do zamku wjeżdżamy z fasonem nieresorowaną przyczepą ciągniętą przez traktor.
Okazuje się, że za murami twierdzy rozciąga się prawdziwe miasto (no może małe miasteczko). Prawie wszystko w kompletnej ruinie. Zwiedzanie kończymy tuż przed ostatnim kursem traktora.
Teoretycznie w Rasnovie są dwa kempingi, niestety oba czynne tylko w sezonie. Śpimy przed Branem na łące (w tym samym miejscu co dwa lata temu).

07.09.2012
Na parkingu w Branie jesteśmy pierwsi. Idziemy na kawę do pierwszej z brzegu czynnej knajpy. Połowa idzie zwiedzać zamek, druga połowa nie idzie bo była. Idziemy do muzeum etnograficznego i na bazar pamiątek. Około południa przeskakujemy do Braszova. Zwiedzamy okolice rynku i Czarny Kościół. Na rynku trafiamy na koncert Filharmonii Braszowskiej. Ukulturalnieni jedziemy dalej w kierunku ostatniego punktu naszej rumuńskiej wycieczki Sighisoary.
Całe popołudnie spędzamy w Sighisoarze snując się urokliwymi uliczkami, podziwiając transylwańską architekturę.


SIGHISOARA
Droga do domu przez Węgry i Słowację była już czystą formalnością. Z wycieczki przywieźliśmy ponad 20 butelek wina ukraińskiego, mołdawskiego, rumuńskiego, a nawet słowackiego Tokaju, zrobiliśmy kilka tysięcy zdjęć i wybiliśmy jeden krzyżak. Zaciekawiła nas Ukraina swoimi kontrastami, Mołdawia zauroczyła malowniczymi szutrowymi trasami, Rumunia zamkami i urokliwymi miastami.

GALERIA ZDJĘĆ Z WYJAZDU

1 komentarz:

  1. fajna wyprawa takimi samochodami po Ukrainie i Mołdawii. sam tam byłem i drogi mają fatalne. ale wtedy musiałem liczyć na innych tzn stopa...

    OdpowiedzUsuń