PRZYGOTOWANIA
Po zeszłorocznej wyprawie do Albanii bardzo chcieliśmy zobaczyć wschodnią część Bałkanów. Byliśmy pewni, że pojedziemy do Rumunii i Bułgarii. Planując na mapie Europy trasę wyprawy spojrzałem w dolny prawy róg.
A może dotkniemy innego kontynentu?
Decyzja zapadła błyskawicznie - jedziemy przez Słowację i Węgry do Rumunii, dalej przez Bułgarię do Turcji. Wracamy przez Grecję, Bułgarię, Rumunię, Węgry i Słowację.
Trasa około 6.000 km, mamy na to około 2,5 tygodnia. Chcemy zobaczyć jak najwięcej, żeby wiedzieć gdzie wracać. Plan ambitny, dużo znaków zapytania. Czy nasze 14-letnie Disco podoła? Czy my podołamy? Czy budżet podoła?
![]() |
Tokaj - Węgry |
22.08.2010 - Dzień Wjazdu
Ruszamy o 14.00-tej. W Kołbieli tankujemy 70 litrów bioestra i roztaczając woń smażonych frytek kierujemy się w stronę Lublina, dalej na Rzeszów, Duklę, by około 20.00-tej dotrzeć do granicy. Na ostatniej stacji dolewamy paliwa, nie wlazło nawet 40 litrów - nie jest źle, z kurnikiem na dachu, na AT-kach poniżej dyszki na setkę :) (dla nie wtajemniczonych - kurnik to bagażnik dachowy, AT-ki - typ opony terenowej).
Około północy docieramy do Tokaju - mam dosyć jazdy. Aśka padła jeszcze po słowackiej stronie. Szukam miejsca na nocleg. Miejsce na biwak zawsze lepiej znaleźć za dnia, bo rano może się okazać, że śpimy przy autostradzie albo na wysypisku śmieci.
Wbijam się samochodem na dróżkę między winnicą a plantacją kukurydzy, po kilkuset metrach nasza dyskoteka jest totalnie ukryta w zaroślach. Mogę złapać kilka godzin snu.
23.08.2010 - Maramuresz - pierwszy kontakt z Rumunią
Pobudkę robimy o świcie, o 8.00 zaczynamy zwiedzać Tokaj. Wszystko pozamykane, robimy trochę zdjęć i zmykamy. Rumunia czeka. W Satu Mare kupujemy winietę, korzystamy z bankomatu i jedziemy do Sapanty.
Z trafieniem na Wesoły Cmentarz nie mieliśmy żadnych problemów, do samej bramy prowadzą strzałki.
Wrażenie piorunujące - setki niebieskich grobowców z płaskorzeźbami przedstawiającymi scenki z życia "lokatorów" nekropolii.
![]() |
Wesoły Cmenatrz - Sapanta |
Ruszamy dalej w stronę Baia Mare - Planowałem przebić się skrótem nie korzystając z drogi Nr 18. Kilka kilometrów na wschód od Sapanty skręcamy w prawo w rokującą szutrówkę. Szutrówka stopniowo zaczęła się zmieniać w wąwóz, a potem w wyschnięte koryto górskiego, bardzo kamienistego potoku. Zaczynamy mieć obawy, nie mamy osłon podwozia a głazy coraz większe. Na szczęście nagle wyskakujemy na równą i płaską połoninę. W kierunku Baia Mare prowadzi kilkanaście różnych dróżek. Próbujemy losowo kilka z nich, każda niestety przecięta przez głębokie rozpadliny wytworzone przez spływającą wodę. W dole widzę Sarasau, widzę nawet kilkaset metrów poniżej równą szutrówkę, którą jedzie furmanka.
![]() |
Nasz Land Rover Discovery - Maramuresz - Rumunia |
Jedyna w miarę równa dróżka prowadzi przez szeroką na około 5 m rzeczkę o nieznanej głębokości. Pokonujemy bród i jesteśmy na drodze prowadzącej do Sarasu. W lesie droga jednak zaczyna kluczyć i w końcu wyjechaliśmy w następnej miejscowości - Valea Hotaruli. Akcja z szukaniem drogi zajęła nam blisko cztery godziny i oprócz skoku adrenaliny i niesamowitych widoków nie zbliżyła nas do Baia Mare.
Dalej już spokojnie 18-tką docieramy do kolejnego punktu podróży. Ponieważ na jutro mieliśmy zaplanowaną Transalpinę, a pora zrobiła się mocno popołudniowa ruszamy w kierunku Alba Iulia.
Śpimy kilkanaście kilometrów przed Alba Iulia koło Teius.
24.08.2010 - Transalpina - Koniec legendy
Po śniadaniu zaglądamy do przewodnika - może jeszcze przed Transalpiną zdążymy coś ciekawego zobaczyć. Okazuje się, że w Alba Iulia jest cytadela.
![]() |
Alba Iulia - Rumunia |
Zwiedzanie cerkwi, i murów obronnych zajmuje nam około godziny. Tankujemy 40 litrów paliwa jedziemy dalej w kierunku osławionej drogi 67C. Czy coś jeszcze z niej zostało?
Wjeżdżamy na Transalpinę, droga leniwie wije się wśród lasów. GPS w okienku "wysokość n.p.m" dodaje kolejne dziesiątki metrów. Dojeżdżamy do jeziora Vidra, tam na chwilę opuszczamy Transalpinę i jedziemy szutrową drogą 7A. Może da się objechać jezioro... Po kilkunastu kilometrach drogę zagradza nam szlaban. W pojedynkę nie mam tyle odwagi, żeby go omijać i jechać dalej - wracamy do zapory. Po przekroczeniu 1300 n.p.m pojawiają się pierwsze braki w asfalcie i ekipy budowlane. Po przekroczeniu linii lasu Karpaty ukazują nam cały swój majestat.
![]() |
Widok z Transalpiny - słynnej drogi 67C - Rumunia |
![]() |
Transalpina - Proces Asfaltowania - Rumunia |
To nic, że Transalpina została wyasfaltowana, i tak jest to jedno z bardziej niesamowitych miejsc jakie widzieliśmy. Dla spragnionych jazdy offroadowej są setki dróżek odchodzących od słynnej drogi 67C.
Na pewno przestała być drogą dla wybranych, ale na pewno nadal zostanie obowiązkowym punktem zwiedzania Rumunii.
W Novaci zatrzymujemy się na popas i analizujemy dalsze plany. Następnym punktem wycieczki mała być szosa Transfogorska, zamek Drakuli i dalej na wschód w kierunku Morza Czarnego. Jednak, żeby nie mieszać wspomnień robimy korektę. Jedziemy nad morze - Góry Fogarskie i Transylwanię zostawiamy na powrót.
Późnym popołudniem ruszamy w kierunku Constanty. W Bukareszcie dolewamy 20 litrów paliwa i wyskakujemy na autostradę (pierwszą od wyjazdu z domu). Do Constanty docieramy późną nocą, nie mam siły szukać campingu, ani ustronnego miejsca - śpimy koło lotniska w krzakach - i tak do świtu zostało tylko kilka godzin.
25.08.2010 - Mamaia
Dzisiaj decydujemy, że śpimy na campingu. Jedziemy w stronę kurortu Mamaia. Przede wszystkim chcę zweryfikować czy prawdą było w Top Gearze, że roi się tam od Ferrari, Porsche i tym podobnych samochodów. Pierwszą oznaką wyjątkowości miejsca jest płatny wjazd na teren miejscowości.
Zaczyna coś mi się kołatać w głowie, że znam to miejsce. Wszak byłem tu w 1978 i może coś mi się odświeża w pamięci...Bezbłędnie trafiam na camping, poznaję te same okrągłe kible !!! Za namiot, samochód i dwie osoby płacimy około 40 zł. Decydujemy, że zostajemy tu dwa dni. Rozbijamy się przy samym wyjściu na plażę - całe pole namiotowe kibicowało naszej dyskotece jak przedziera się w sypkim piachu, żeby dowieźć nas jak najbliżej morza.
![]() |
Nasz Land Rover na plaży - Mamaia - Rumunia |
![]() |
Ferrari, Ford Mustang - takie samochody parkują pod Hotelem - Mamaia - Rumunia |
Ogarniamy się jako tako i spadamy na plażę. Po południu wyruszamy na zwiedzanie kurortu.
Telewizja nie kłamie (przynajmniej BBC) - pod jednym z hoteli stoi plejada najdroższych fur świata.
Na plaży widoki też niczego sobie. Dziewczyny opalają się prawie nago.
![]() |
Dziewczyny opalają się topless w samych stringach - Mamaia - Rumunia |
26.08.2010 - Mamaia, Histria, Constanta
Zaczynamy od plażowania, po południu w ramach odpoczynku jedziemy zwiedzić rezerwat archeologiczny w Histrii. Potem oglądamy kasyno w Constancie i idziemy na piwo na deptak. Czyli nic ciekawego.
27.08.2010 - Przenosiny do Bułgarii
Aśka z samego rana spada na plażę. Ja trochę zaczynam się pakować, ale po paru minutach idę schłodzić się do morza. Koło południa upał nas wygania z plaży i pakujemy się już na serio.
Tankujemy 60 litrów paliwa, wygrywamy na stacji szklankę ze Shrekiem i walimy na granicę z Bułgarią.
Na granicy kupujemy za 5 Euro winietkę i jedziemy na południe wzdłuż wybrzeża. Naszym celem jest przylądek Kaliakra. Po drodze koło miejscowości Kamen Bryag odkrywamy rezerwat archeologiczny Yailata, po którym snujemy się parę godzin.
![]() |
Rezerwat archeologiczny Yailata - Bułgaria |
28.08.2010 - Varna, Nesebar
Rano zaliczamy Słoneczny Brzeg - masakra taka, że nawet nie wysiadamy z samochodu. 7-ma rano a już ścisk taki, że aż trudno sobie wyobrazić co będzie za parę godzin. Jedziemy dalej, do Varny - akurat trafiamy na poranny szczyt komunikacyjny. Dodatkowo Varna gości dzisiaj jakieś głowy państwa - totalny paraliż. Wynosimy się czym prędzej dalej na południe, w stronę Nesebaru, który jest naszym dzisiejszym punktem docelowym.
Po drodze trafiamy na urokliwą plażę, na której spędzamy kilka godzin. Około 16-tej dojeżdżamy do miasta Nesebar. Zwiedzanie, obiad, pamiątki - na parking trafiamy już po zmroku.
![]() |
Nesebar - Bułgaria |
29.08.2010 - Sozopol, Primorsko, droga do Turcji
![]() |
Port rybacki - Sozopol - Bułgaria |
Plażowanie na koło Lozenec. Wczesnym popołudniem ruszmy w kierunku granicy Tureckiej.
Już na początku nawigacja wpuszcza nas w kanał i nie jedziemy drogą na Male Tarnovo. Jedziemy jakimś starym duktem , miejscami pozarywaną drogą kilka godzin. Co chwila tabliczki "strefa nadgraniczna". Nie wiemy nawet do końca czy jazda tędy jest legalna. Jednak docieramy do Malkovo Tarnovo. Mając świadomość cen paliwa w Turcji tankujemy samochód po korek - wchodzi 70 litrów.
Około 16-tej docieramy do granicy z Turcja i zaczyna się korowód biurokratyczno okienkowy.
Sprawy wizowe szybciutko - po oskubaniu nas z 30 Euro i po pół godzinie mamy w paszportach pieczątki.
Schody zaczynają się przy sprawach samochodowych - nie mamy Zielonej Karty na Turcję (moja wina - nie spojrzałem przed wyjazdem) - kolejne okienka i za jedyne 20 Euro jesteśmy posiadaczami OC na Turcję.
W kolejnym okienku kontrola całości dokumentacji i możemy jechać. Po przejechaniu 100 metrów szlaban kontrola czy wszystko zostało prawidłowo skontrolowane i po półtorej godzinie jesteśmy w Turcji.
Pomykamy szeroką betonową drogą wśród jednostek wojskowych do Kirklareli i odbijamy na Karacakoy.
Nie chcemy jechać autostradą. Wszędzie gigantyczne tureckie flagi, strasznie wieje i jeszcze robi się ciemno.
Zmykamy z drogi głównej na jakąś pasterską ścieżynkę i jedziemy kilka kilometrów w głąb. Gdy już mamy pewność, że jesteśmy poza zasięgiem osób niepowołanych, idziemy spać. Jutro Stambuł.
30.08.2010 - Stambuł, Adampol (Polonezkoy)
Wstajemy o 5 rano, wypijamy tylko kawę i ruszamy dalej. Wedle moich informacji campingi w Stambule rozmieszczone są nad brzegiem Morza Marmara, więc musimy przedostać się na południe. W Saray odbijamy na Silivri i znajdujemy się na przedmieściach Stambułu. Kilka godzin przedzieramy się przez miasto, nawigacja okazuje się mało przydatna i wpuszcza nas w jednokierunkowe uliczki pod prąd, w bramy przez które nasze Disco nie ma szans się przecisnąć. Kolejne campingi okazują się zwykłymi parkingami na których piknikują tureckie rodziny. Jeszcze dobrze do Turcji nie wjechaliśmy a już mamy dość.
Podejmujemy jedyną słuszną w tej sytuacji decyzję - musimy się umyć, zjeść, zrobić wietrzenie i przegląd ubrań - jedziemy od razu do Adampolu i tam robimy bazę wypadową na Stambuł.
Wszystko pięknie, tylko że od Adampolu dzieli nas mała przeszkoda - Cieśnina Bosfor. Musimy wykombinować sposób na przeprawienie się na drugą stronę. Mamy do wyboru kilka promów, i dwa mosty. Wydaje się, że łatwiejszym i bezpieczniejszym sposobem jest most. Wszak wiadomo gdzie wylądujemy po drugiej stronie. Zaczynamy szukać wjazdu na most. Dobrze kombinując, że jak znajdziemy strzałki "autostrada Ankara" to droga będzie wiodła przez most. Na moście okazuje się, że trzeba płacić - jak tylko pytanie? Szlabanów co prawda nie ma, ale są bramki z dziwnymi budkami. Żadnego kiosku z kasjerem, żadnej dziury na pieniądze, karty się nie da wsadzić.
Za nami zaczyna się robić korek, ludzie trąbią. Sąsiednia bramka zblokowana przez taksówkarz, który biega gestykulując od samochodu do samochodu. W końcu ktoś podsuwa najlepszą radę - jedź k... machając ręką w kierunku Azji. Jedziemy - najwyżej nas zgarną przy wyjeździe, na granicy, albo przyślą rachunek do domu. Ruszamy przez bramkę, zaczyna wyć syrena, migają światełka ... i nic - żadnego ostrzału, pościgu. Zadowoleni z siebie wjeżdżamy do Azji. Bez problemów znajdujemy Polonezkoy i pensjonat Pani Heleny Ryży.
Mamy do wyboru rozbicie namiotu lub pokój. Wybieramy pokój, tym bardziej, że cena dla Polaków bardzo przystępna. Chwila pogawędki z przesympatyczną właścicielką, śniadanie, kąpiel i jedziemy na podbój Stambułu.
![]() |
Bosfor - Turcja |
Parkujemy po Azjatyckiej stronie przy porcie Harem. Tramwajem wodnym przeskakujemy Bosfor i zaczynamy zwiedzać Stambuł. Na zwiedzanie mamy tylko dwa dni, więc plan musi zostać okrojony do minimum. Na dodatek w Aśkę wstąpił duch zakupów, ja muszę spróbować prawdziwego tureckiego Kebaba i Chałwy.
Zatrzymujemy się przy pierwszym z brzegu Donner Kebab. Jestem zawiedziony. Kebab jest wielkości małego Cheesburgera i w niczym nie przypomina naszego "tureckiego kebaba".
Trochę zagubieni wędrując od meczetu do meczetu docieramy do Wielkiego Bazaru.
Mnogość wszystkiego, natręctwo sprzedawców i ceny powodują, że wychodzimy wykończeni i z pustymi rękami. Zaliczamy jeszcze Błękitny Meczet i wracamy na przystań promową.
![]() |
Błękitny Meczet - Stambuł - Turcja |
![]() |
Stambuł nocą - Turcja |
31.08.2010 - Stambuł, Adampol (Polonezkoy)
Po śniadaniu robimy drugie podejście do Stambułu. Parkujemy ponownie w Haremie. Tym razem nie na parkingu portowym, tylko na małym parkingu dalej od nabrzeża. Wytargowaliśmy cenę ponad dwa razy niższą niż w porcie. Daje to nam okazję do połażenia trochę po części azjatyckiej. Tam Aśka znajduje kilka bazarów z normalnymi cenami i zaczynami targać kilka siatek z ciuchami. Zahaczamy o parking żeby zostawić zakupy. Potem na prom i znowu jesteśmy w Europie. Planujemy odwiedzić Hagia Sofia. Zaczynamy od przyległych mauzoleów, potem wystawa fotograficzna architektury islamu.
![]() |
Hagia Sofia w całej okazałości - Stambuł - Turcja |
![]() |
Mauzoleum - Hagia Sofia - Stambuł - Turcja |
![]() |
Most nad Bosforem - Stambuł - Turcja |
![]() |
Grillowana ryba sprzedawana przez rybaków - Stambuł - Turcja |
Już po zmroku zmuszamy się do spaceru po Polonezkoy.
01.09.2010 - Adampol (Polonezkoy) - Grecja
Rano Tadeusz pokazuje nam dwie ciekawe rzeczy - Land Rovera ojca i Dom Pamięci rodziny Ryżych. Rozmawiamy o naszym planie dalszej drogi. Planowaliśmy objechać Morze Marmara i przez Dardanele powrócić do Europy. Tadeusz stwierdza, że szkoda czasu i nic ciekawego nie zobaczymy. Nie oponujemy za mocno - trochę mamy dosyć Turcji jak na pierwszy raz.
Pogoda się zepsuła - zaczęło lać i zrobiło się zimno - chyba czas odwiedzić słoneczną Helladę.
Pakujemy się i obieramy kurs na Saloniki. Pogoda paskudna i decydujemy się na jazdę autostradą.
Formalności na granicy trwały 5 minut i Grecja przywitała nas słoneczną pogodą.
Od razu na stację benzynową - Turcja pochłonęła prawie cały bak paliwa. Lejemy 50 litrów, żeby starczyło do Bułgarii. Przed wieczorem docieramy do Kawali i wbijamy się w góry na nocleg.
Znowu spanie w Land Roverze.
02.09.2010 - Kawala Halkidiki
Pobudka o świcie z góry podziwiamy brzeg Morza Śródziemnego z masywem wyspy Thasos.
Zjeżdżamy do Kawali, krótki spacer i zmykamy szukać jakiejś ustronnej plaży. Znajdujemy świetne miejsce po zachodniej stronie Zatoki Kawala na końcu malutkiego półwyspu. Myślimy nawet, żeby zostać tam na noc, ale przydałoby się jeszcze coś zobaczyć.
![]() |
Widok na wybrzeże koło Kawali, w oddali wyspa Thasos - Grecja |
![]() |
Zjazd do Kawali - Grecja |
![]() |
Plaża nad Zatoką Kawala - Grecja |
![]() |
W drodze na Halkidiki - Nasz Land Rover całej okazałości |
To był największy błąd na naszej wycieczce - dojechaliśmy do połowy półwyspu i nic ciekawego nie widzieliśmy - same miejscowości turystyczne z hotelami i straganami. W miejscowości Olimpiada zawracamy i zajdujemy dziką plażę na nocleg. Usypiają nas fale rozbijające się o skalisty brzeg.
03.09.2010 - Halkidiki (Grecja) - Melnik (Bułgaria)
Słońce budzi nas o świcie, o tyle dobrze że nie musimy już szukać plaży.
![]() |
Wschód słońca nad Thasos - Halkidiki (Chalkidiki)- Grecja |
![]() |
Land Rover na plaży - Halkidiki (Chalkidiki) - Grecja |
![]() |
Melnik - Bułgaria |
Śpimy w górach koło Blagoevgradu
04.09.2010 - Monastyr Rylski, SofiaRano zaczyna się psuć pogoda, zwijamy biwak i zjeżdżamy z gór. Przy wyjeździe na asfalt coś zaczyna łupać w tylnym kole. Mamy awarię - okazało się że strzeliło dolne mocowanie amortyzatora. Amortyzator wyskoczył z gniazda, rozsunął się i tłucze o felgę. Przypinam amortyzator taśmą do bagażu i jedziemy dalej, mając na uwadze jakiś warsztat - potrzebna spawarka.
W Blagoevgradzie znajdujemy szrot z warsztatem. Spawarki nie mają, ale na placu stoi rozebrany Land Rover Discovery. Za fabryczny, mocno przechodzony amortyzator chcą 60 Euro - normalnie rozbój. Sprawdzam czy taśma trzyma i jedziemy dalej.
Po drodze widzimy plansze reklamowe - "Piramidy Stob" - skręcamy żeby zobaczyć co to takiego.
![]() |
Piramidy - Stob - Bułgaria |
Jedziemy dalej do Monastyru Rylskiego. Tutaj nic nie jest na wyrost. Zdecydowanie jest to obowiązkowy punkt zwiedzania Bułgarii.
![]() |
Monastyr Rylski - Bułgaria |
![]() |
Freski na suficie Monastyru Rylskiego - Bułgaria |
Po zwiedzaniu monastyru jedziemy dalej z mocnym postanowieniem, że jednak musimy znaleźć warsztat ze spawarką.
Na przedmieściach Ryły znajdujemy małą stację obsługi BP. Spawarki nie mają, ale jeden z pracowników wsiada z nami do samochodu i jedziemy do warsztatu jego znajomych. Pół godziny roboty, koszt naprawy około 30 zł, jedno Tyskie i możemy jechać dalej.
Docieramy do Sofii, worek z deszczem rozwiązał się na dobre. Zwiedzamy tylko Cerkiew Aleksandra Newskiego i jedziemy dalej. Musimy dostać się do Wielkiego Tyrnowa. Droga nudna i monotonna. Śpimy gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu.
05.09.2010 - Droga do Slanic (Rumunia)Rano robimy krótki spacer po Wielkim Tyrnowie i jedziemy w stronę mostu na Dunaju.
Od granicy robi się przepiękna pogoda. W Bukareszcie tankujemy samochód i jedziemy dalej na północ w stronę Braszowa. Znowu przestajemy się spieszyć i wybieramy boczne dróżki do dalszej jazdy. W Campinie stwierdzamy, że mamy blisko do miejscowości Slanic, gdzie znajduje się kopalnia soli i słone jezioro. Jedziemy zobaczyć. Obijamy w drogę 214 i jedziemy w stronę Alunis. Teoretycznie bezpośredniego dojazdu do Slanic od tej strony nie ma, ale staramy przebić się górami.
Kilka kilometrów przed celem zawieszamy się na mostach i jesteśmy totalnie unieruchomieni.
Okazało się, że ktoś głębokie na pół metra koleiny wypełnił świeżym sianem. Ponad 2-tonowy Land Rover nie miał szans na takim podłożu. Zrobiło się ciemno, w oddali widać światła Slanica, ale nie ryzykujemy dalszych przygód - zostajemy tu na noc.
06.09.2010 - Transylwania, Szosa Transfogarska (Transfăgărăşan)
Wstajemy o świcie, zjeżdżamy do Slanica i okazuje się, że wszystko pozamykane - wszak już po sezonie turystycznym. Jedziemy dalej do Braszowa - Aśka nie może się doczekać Transylwanii.
![]() |
Po drodze mijamy miejscowości z malowniczymi cerkwiami - Rumunia |
Faktycznie całe miasteczko żyje z legendarnego wampira. Drakula znajduje się na kantorach wymiany, sklepach, restauracjach. Rzut oka na stragany z pamiątkami - czego tu niema - kubki z Draculą, zęby wampira, mniej lub bardziej mroczne t-shirty. Kupujemy to co zawsze - magnesik na lodówkę.
Czas na zwiedzanie zamku Draculi.
![]() |
Krzyż przed wejściem do zamku Draculi - Bran - Rumunia |
![]() |
Zamek Drakuli - Bran - Rumunia |
![]() |
Historia Drakuli w książce i filmie - Bran - Rumunia |
Wjeżdżamy na drogę 7c - początkowo trasa wiedzie przez lasy i tylko liczne zakręty i rosnąca wysokość zwiastuje ciekawe doznania. Po drodze mijamy ekipę rodaków w Fiatach 125p i Polonezie sanitarce.
Wysokościomierz pokazuje kolejne setki metrów pokonanych w stronę szczytu. Robi się coraz chłodniej, wyłaniają się pierwsze ośnieżone szczyty. Zatrzymujemy się co kilka minut na zdjęcia.
![]() | |
Góry Fogarskie - Rumunia |
![]() |
Szosa Transfogarska - Transfăgărăşan - Rumunia |
![]() |
Szosa Transfogarska - (Transfăgărăşan) - rumuńscy pasterze |
Śpimy przed granicą węgierską na plantacji kukurydzy.
07.09.2010 - Węgry, Słowacja, Polska
Rano tankujemy, przekraczamy granicę i przez Węgry, Słowację docieramy do Polski. Wieczorem jesteśmy w domu.
Planu w całości nie wykonaliśmy, nie byliśmy w wielu miejscach które chcieliśmy zobaczyć. Na pewno wrócimy w te rejony. Zostało tam jeszcze dużo do zobaczenia....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz